Historia księżniczki Hanii - Audiobajka
- Lęk wycofanie
- 14 gru, 2025
Na samym szczycie zielonego wzgórza stał wielki, jasny zamek o srebrnych wieżach. W nocy wyglądał jak zaczarowana latarnia, bo świecił się jak gwiazda spadająca na ziemię. W tym zamku mieszkała mała księżniczka o imieniu Hania. Miała złociste włosy związane w dwa cienkie warkoczyki i sukienkę w kolorze porannego nieba – błękitną, miękką i lekką jak chmurka.
Hania była bardzo wesoła, kiedy bawiła się w swojej komnacie, z mamą królową, tatą królem albo z kilkoma dobrze znanymi dziećmi z zamku. Tam potrafiła śmiać się głośno, śpiewać wymyślone piosenki i skakać po dywanie w gwiazdki. Ale kiedy na dziedzińcu albo w królewskim ogrodzie pojawiało się dużo dzieci naraz, coś dziwnego działo się w jej brzuszku.
Brzuszek robił się twardy jak kamyk. Rączki zaczynały się trochę pocić. Serce biło szybciej, jak mały ptaszek uderzający skrzydełkami o okno.
Wtedy Hania zwykle nie biegła do dzieci. Szła trochę z boku, siadała na ławeczce przy murze albo stawała blisko dorosłych, cichutko jak myszka. Lubiła patrzeć, jak inne dzieci bawią się razem, jak skaczą, śmieją się i wymyślają dziwne gry. Sama jednak wolała układać kamyczki, rysować patykiem po piasku albo bawić się swoją lalką obok, ale osobno.
– Haniu, idź się pobawić z innymi dziećmi – mówiła czasem królowa, kładąc jej dłoń na ramieniu. – Popatrz, jak tam się śmieją.
– Boję się dzieci – szeptała księżniczka, zerkając spod rzęs.
Czasem królowa wzdychała ciężko.
– Ale przecież dzieci nie są straszne… – mówiła, trochę zmęczona. – Nie możesz się ciągle bać. Musisz być odważna.
Innym razem tuliła Hanię i dodawała spokojniej:
– Wiem, że się boisz, córeczko. To naprawdę może być trudne. Ale odwaga to nie jest brak strachu. Odwaga to zrobienie małego kroczku, chociaż jest trochę strasznie.
Hania słuchała, kiwała głową, a potem… zostawała tam, gdzie była. Obok, nie razem.
Pewnego ranka do zamku przyfrunęły srebrne gołębie z listami przypiętymi do nóżek. Królowa odebrała jeden, rozerwała złotą pieczęć i uśmiechnęła się tajemniczo.
– Haniu – powiedziała, zapraszając ją do siebie – za trzy dni w naszym zamku odbędzie się wielki bal dla wszystkich królewskich dzieci ze wszystkich królestw.
– Wszystkich? – powtórzyła cichutko Hania, a w jej brzuszku coś drgnęło. – To znaczy… bardzo dużo dzieci?
– Bardzo dużo – potwierdziła królowa. – Przyjadą zameczkami, powozami, na białych koniach, nawet na latających dywanach. Będzie muzyka, tańce, zabawy… To będzie najpiękniejszy bal na świecie. Bal w Zamku Odwagi.
Słowa „Bal w Zamku Odwagi” zabrzmiały w głowie Hani jak dzwoneczki. Bal brzmiał świetnie. Odwaga brzmiała… trochę strasznie.
– Mamo? – zapytała niepewnie. – A ja… muszę tam być? Z wszystkimi dziećmi?
Królowa spojrzała na nią uważnie.
– Chcę, żebyś tam była – odpowiedziała łagodnie. – Ale nie po to, żebyś udawała, że się nie boisz. Tylko po to, żebyś spróbowała zrobić chociaż malutki, tyci kroczek. Może tyle, ile jedna płytka w podłodze w sali balowej.
Hania spuściła głowę.
– Ja… boję się dzieci – powtórzyła.
– Wiem – powiedziała królowa, przytulając ją. – I czasem mnie to złości, bo chciałabym od razu zobaczyć cię skaczącą i śmiejącą się z innymi. A potem sobie przypominam, że nawet odwaga lubi przychodzić po troszeczku.
Tej nocy Hania długo wierciła się w łóżku. Przez otwarte okno wpadał zapach nocnych kwiatów z królewskiego ogrodu. Gdzieś daleko pohukiwała sowa.
„Bal dla wszystkich dzieci… – myślała Hania. – Jeśli pójdę, będzie ich bardzo dużo. Będą patrzeć. Będą mówić. Może będą chcieli, żebym coś powiedziała. Albo żebym się z nimi bawiła. A jak powiem coś głupiego? A jak nie będę wiedziała, co zrobić?”
Jej serduszko znów zaczęło bić szybciej.
– Boję się dzieci – szepnęła w ciemność, tak cicho, że usłyszała ją tylko księżyc.
Następnego dnia, kiedy Hania siedziała na parapecie i patrzyła, jak na dziedziniec przywożą kwiaty na bal, stało się coś niezwykłego. Powietrze w komnacie zadrżało jak woda, do której wrzuci się kamyk. W powietrzu zamigotały malutkie iskierki, błękitne jak sukienka Hani.
Z tych iskier powoli ułożyła się postać maleńkiej wróżki. Miała skrzydełka jak przezroczyste listki i sukienkę z płatków stokrotek.
– Och! – wykrzyknęła zdziwiona Hania. – Kim jesteś?
– Jestem Wróżką Po Troszeczku – ukłoniła się maleńka istotka w powietrzu. – Przychodzę tylko do tych dzieci, które myślą, że muszą być od razu bardzo odważne, a nie wiedzą, że mogą być odważne… po troszeczku.
– Po troszeczku? – Hania zmarszczyła nosek. – Ale jak to?
– No, nie od razu na środku sali balowej, krzycząc: „Hej, wszyscy, zobaczcie, jaka jestem odważna!” – zachichotała wróżka. – Tylko najpierw o tyle odważna – tu pokazała maleńką przerwę między palcami – jak ziarenko maku. Potem odważna jak ziarenko piasku. A potem jak okruszek chleba. I tak dalej.
Wyciągnęła z maleńkiej torebeczki coś, co wyglądało jak błyszczące ziarenko.
– Co to jest? – zapytała Hania, aż przysunęła się bardziej.
– To czar Odwagi Po Troszeczku – odparła wróżka. – Ale słuchaj uważnie. To nie jest czar, który sprawi, że nagle przestaniesz się bać dzieci. On tylko pomoże ci zrobić jeden malutki krok, jeśli ty sama tego będziesz chciała. Jest bardzo delikatny. Jeśli spróbujesz zmusić się do zrobienia za dużego kroku naraz, czar się przestraszy i… pęknie jak bańka mydlana.
– Czyli… on nie zamieni mnie w superbohaterkę, która się niczego nie boi? – upewniła się Hania.
– Nie – powiedziała wróżka z ciepłym uśmiechem. – Bo prawdziwi bohaterowie też się boją. Tylko decydują się zrobić coś małego, nawet kiedy w brzuszku mają motylki ze strachu. Ten czar po prostu przypomni ci, że możesz spróbować troszeczkę. I że „troszeczkę” to też jest odwaga.
Hania wzięła ziarenko w palce. Było lekkie, ale jakby odrobinę ciepłe.
– A jeśli nie będę chciała zrobić kroku? – spytała niepewnie.
– Wtedy czar spokojnie poczeka – odpowiedziała wróżka. – On niczego nie wymusza. Żeby działał, musisz sama powiedzieć: „Chcę spróbować tylko troszeczkę”. I pamiętaj – jeśli ktoś będzie kazał ci od razu robić wielkie, ogromne kroki, czar się schowa głęboko w twoim serduszku i będzie udawał, że go nie ma.
Hania zastanowiła się.
– A jak się dowiem, że to „tylko troszeczkę”, a nie za dużo?
Wróżka uniosła się na wysokość jej oczu.
– Kiedy pomyślisz o tym kroku i strach w brzuszku będzie wielki jak smok, to jest za dużo. A kiedy strach będzie mniejszy… może wielki jak kot albo jak żabka – to znaczy, że to jest krok „po troszeczku”. Trochę straszny, ale nie za bardzo.
Dotknęła paluszkiem czoła Hani.
– Spotkamy się dziś wieczorem… w Sali Luster.
Iskierki zamigotały jeszcze raz i wróżka zniknęła, zostawiając po sobie tylko zapach miodu i wiatru.
Wreszcie nadszedł wieczór balu.
Zamek aż drżał z podekscytowania. Wszędzie paliły się złote świeczki. Muzycy stroili instrumenty, krzątając się po sali. Na dziedziniec zajeżdżały kolorowe powozy, a z nich wysiadały królewny i książęta w przeróżnych strojach. Jedna dziewczynka miała sukienkę całą w tulipany, inna w gwiazdki, jeszcze inna w pióra małych ptaszków (ale tylko te, które wypadły im same!).
Hania miała na sobie swoją błękitną sukienkę, a na ramionach delikatny szal z włókien księżycowego światła. Włosy miała upięte w koronę z warkoczyków, a na szyi maleńki wisiorek w kształcie serca. W środku serduszka, w sekretnym schowku, ukryte było ziarenko czaru – Odwaga Po Troszeczku.
Kiedy zbliżała się do ogromnych drzwi prowadzących do sali balowej, usłyszała szum rozmów, śmiech i muzykę. Jej brzuszek znowu zrobił się twardy jak kamyk.
– Boję się dzieci – wyszeptała.
Królowa, idąc obok niej, usłyszała to. Zatrzymała się, uklękła tak, żeby być na wysokości twarzy Hani, i spojrzała jej w oczy.
– Wiem – powiedziała miękko. – Widzisz te wielkie drzwi?
– Widzę – odparła Hania, patrząc na ogromne skrzydła z rzeźbionego drewna.
– Nie musisz od razu przechodzić przez nie cała i biec na środek sali – powiedziała królowa. – Może dzisiaj twoim krokiem po troszeczku będzie wejście tylko odrobinkę do środka. Możesz stanąć przy ścianie, przy filarze, a ja zostanę obok. Albo pójdziesz tylko zobaczyć, jak wygląda Sala Luster na balu. Co o tym myślisz?
Hania zamknęła oczy.
„Wejść trochę do środka… – pomyślała. – To straszne. Ale czy straszne jak smok? Chyba nie. Bardziej jak duży kot. A może jak żabka, która nagle skacze. To chyba… strach „po troszeczku”.”
Poczuła, jak wisiorek na jej szyi robi się na moment cieplejszy.
– Dobrze – powiedziała cicho, ale wyraźnie. – Chcę spróbować tylko troszeczkę.
Delikatne ciepło z wisiorka rozlało się po jej piersi i dotarło do brzucha. Kamyczek w środku był wciąż, ale jakby zrobił się lżejszy.
Podeszły do drzwi. One same otworzyły się powoli z cichym skrzypnięciem.
Hania zobaczyła ogromną salę świecącą złotem i kryształami, tańczące pary, śmiejące się dzieci. Serce znów zaczęło walić szybko, ale już nie jak spanikowany ptaszek – bardziej jak koń przed startem, który trochę się boi, ale też trochę chce pobiec.
Zrobiła jeden krok do środka. Tylko jeden.
To był jej pierwszy odważny krok po troszeczku.
Muzyka grała. Dzieci śmiały się i biegały. Służący roznosili srebrne tace z drobnymi ciasteczkami, winogronami i sokiem malinowym. Hania stanęła przy wielkim marmurowym filarze. Królowa była obok, trzymając ją za dłoń.
– To już – powiedziała cicho królowa. – Zrobiłaś to. Weszłaś. To duża rzecz.
– Ale ja tylko stoję przy ścianie – szepnęła Hania.
– Stanie przy ścianie, kiedy ma się ochotę uciec – to też odwaga – odpowiedziała królowa. – I pamiętaj, nie musisz dzisiaj robić nic więcej, jeśli nie chcesz.
Słowa „jeśli nie chcesz” otuliły Hanię jak miękki kocyk.
Patrzyła, jak w centrum sali nauczyciel tańca pokazuje prosty układ dzieciom. Jedna dziewczynka potknęła się i wybuchnęła śmiechem. Chłopiec obok próbował jej pomóc, ale sam się zakręcił i wylądował na podłodze. Obydwoje śmiali się jeszcze głośniej.
Hania poczuła, jak brzuszek trochę się rozluźnia.
Nagle podeszła do nich pani z tacą pełną soków.
– Dla małej księżniczki – powiedziała z uśmiechem, podając Hani błękitny kubeczek.
Hania wzięła go. Jej dłoń drżała lekko.
Obok przechodził mały książę w zielonej kamizelce. Zatrzymał się, spojrzał na nią i powiedział:
– Ładny masz wisiorek.
Hania zamarła. To były słowa od dziecka. Do niej. Teraz powinna coś odpowiedzieć. W jej głowie zabrzmiało: „Boję się dzieci”.
Ale w tym samym momencie poczuła delikatne ciepło wisiorka. Ziarenko w środku jakby szeptało: „Może malutki kroczek? Tylko troszeczkę?”
– Dziękuję – wydusiła z siebie Hania ledwo słyszalnie.
Chłopiec uśmiechnął się i pobiegł dalej.
– Słyszałam – powiedziała królowa. – To było bardzo odważne.
– To było tylko jedno słowo – Hania zacisnęła kubeczek tak mocno, że sok prawie się wylał.
– Jedno słowo może być bardzo wielkim czynem – odrzekła królowa. – Szczególnie kiedy ktoś się boi.
Hania poczuła maleńkie, cichutkie zadowolenie w sercu. Pierwszy sukces. Malutki. Ale jej.
Po chwili królowa musiała odejść przywitać innych gości. Zostawiła Hanię przy filarze.
– Będę niedaleko – powiedziała. – Jeśli będziesz mnie potrzebowała, pomachaj do mnie. I pamiętaj: nie musisz robić więcej kroków, niż chcesz. Czary Po Troszeczku nie lubią pośpiechu.
Hania została sama. No, nie sama – obok przechadzały się dzieci, śmiały, biegały. Ale ona stała jak mała wyspa pośrodku morza.
Patrzyła, jak dwie dziewczynki bawią się sukienkami, kręcąc się w kółko. Jedna z nich miała włosy związane w dwa kucyki, zupełnie jak Hania, tylko czarne jak noc, a nie złociste. Nagle dziewczyn
Share: