Klockowe Królestwo - Audiobajka
- Problemy z jedzeniem
- 12 gru, 2025
Czy wiesz, skąd biorą się supermoce do szybkiego biegania, wysokiego skakania i budowania wież z klocków aż do sufitu?
Czy mieszkają w pluszakach? W autkach? W klockach?
A może… w twoim własnym brzuszku?
To jest historia o chłopcu, który właśnie to odkrył.
Klockowe Królestwo.
W małym, przytulnym mieszkaniu mieszkał sobie chłopiec o imieniu Tymek. Miał trzy latka, włosy jak mała, rozczochrana chmurka i oczy, które robiły się bardzo, bardzo duże, kiedy widział swoje ulubione klocki.
Najbardziej na świecie lubił:
- budować ogromne wieże z klocków,
- biegać po pokoju jak turbo-autko,
- skakać z dywanu na poduszkową „wyspę”.
Na półce w salonie stało jego Klockowe Królestwo: pudełko pełne kolorowych klocków. Codziennie rano Tymek wołał:
– Mamo, budujemy wieeeżę do nieba!
Mama śmiała się i odpowiadała:
– No to budowniczy Tymek do pracy!
Tymek lubił też różne rzeczy do jedzenia. Chętnie pałaszował:
- makaron,
- kanapki,
- ser,
- naleśniki,
- i oczywiście… słodycze.
Gdy widział ciasteczko, mówił:
– Ooo, słodkość! – i od razu otwierał szeroko buzię.
Ale była jedna rzecz, której bardzo, bardzo nie lubił:
świeże warzywa. I prawie żadne owoce.
Gdy ktoś mówił „marchewka”, Tymek marszczył nosek.
Gdy tata mówił „ogórek”, Tymek chował się za krzesło.
Gdy babcia pytała „może jabłuszko?”, Tymek kręcił głową tak mocno, że aż włosy mu latały.
– Nie, nie, nie – powtarzał. – Nie lubię. Bleee.
I chociaż nikt go nie zmuszał na siłę, wszyscy trochę się martwili.
Dziwny Dzień Bez Mocy.
Pewnego dnia Tymek wstał rano, pobiegł do klocków i zawołał:
– Zbuduję dzisiaj największą wieżę na świecie! Do sufitu! I jeszcze wyżej!
Usiadł na dywanie, zaczął układać:
– Jeden klocek… drugi klocek… trzeci klocek…
Wieża rosła, rosła, była coraz wyższa. Ale nagle…
Tymek poczuł, że jego ręce są jakieś ciężkie.
Nogi jak z waty.
Oczy robiły się senne.
Klocek wypadł mu z dłoni.
– Eeee… – jęknął. – Nie chce mi się…
Usiadł na podłodze.
– Mamo, ja chyba jestem zepsuty – powiedział smutno. – Nie mam mocy.
Mama podeszła, przykucnęła przy nim.
– Co się stało, budowniczy? – zapytała łagodnie.
– Chciałem zbudować wieżę, ale mi się nie chce. Jestem słaby jak mokry klocek – powiedział Tymek i położył się na dywanie jak rozlany naleśnik.
Mama pogładziła go po głowie.
– A co dziś jadł mój mały budowniczy? – spytała.
Tymek zamyślił się.
– Hmmm… rano zjadłem bułeczkę… i trochę czekoladki… – uśmiechnął się na wspomnienie. – I popiłem soczkiem.
– A jakieś owoce? Warzywa? – spytała mama.
Tymek zrobił minę „bleee”.
– Nieeee. Marchewki są dla królików, a ogórki dla żółwi. Ja jestem Tymek.
Mama westchnęła cichutko, ale nic nie powiedziała.
A Tymek naprawdę czuł się dziwnie. Jakby mu ktoś wyłączył w środku silnik.
Nocne Światełko w Brzuszku.
Tego wieczoru Tymek był wyjątkowo zmęczony. Nie miał siły długo się bawić, nawet bajki oglądał na wpół leżąc.
– Idziemy spać – powiedziała mama. – Jutro może będziesz miał więcej mocy.
Tymek zasnął szybko, przytulony do ulubionego misia.
I wtedy zaczęło się coś dziwnego.
W środku nocy Tymek poczuł w swoim brzuszku…
cichutkie „bziuuu”.
Otworzył oczy w półśnie.
– Kto tu bzyczy w moim brzuchu? – mruknął.
Naraz usłyszał cieniutki głosik:
– Halo, halo! Tu Brzuszkowa Stacja Mocy! Czy mnie słychać?
Tymek rozejrzał się po pokoju. Było ciemno, tylko gwiazdki na suficie świeciły. Nikogo nie było.
– Tutaj, tutaj, w środku! – zawołał głosik.
Tymek dotknął brzucha.
– Ty do mnie mówisz? – spytał zdziwiony.
– Tak! – zaśmiało się coś cicho. – Jestem twoja Brzuszkowa Stacja Mocy. Mieszkam tu od urodzenia.
– Oooo – zrobił Tymek wielkie oczy. – A dlaczego jesteś taka cichutka?
– Bo nie mam paliwa… – westchnęła Stacja Mocy. – Bez paliwa nie mogę dać ci turbo-skoków, super-biegania i mocy do wielkich wież z klocków.
– Jakiego paliwa? – Tymek od razu się zainteresował. – Ja chcę mieć turbo-skok!
W tym momencie nad jego brzuszkiem zamigotało małe, kolorowe światełko. Tymek zobaczył w wyobraźni, jak w środku jego brzucha jest mała stacyjka, a na niej kolorowe lampki: zielone, pomarańczowe, czerwone.
Czerwona lampka migała szybko.
– Ooo, czerwone światełko – powiedział głosik. – To znaczy: brakuje Mocnych Kęsów.
– Jakich kęsów? – zdziwił się Tymek. – Ja jem przecież kluseczki i czekoladkę. To są kęsy.
– Tak, tak – zachichotała Stacja Mocy. – To są Smaczne Kęsy. Ale ja potrzebuję też Mocnych Kęsów. Bez nich twoje nogi są zmęczone, a ręce nie mogą budować do sufitu.
Tymek zmarszczył brwi.
– A jak wyglądają Mocne Kęsy?
Stacja Mocy zaczęła mówić szeptem, jakby opowiadała wielką tajemnicę:
– Mocne Kęsy są kolorowe. Rosną na drzewach, w ziemi, w krzakach. Mają imiona: Marchewka, Ogórek, Jabłko, Gruszka, Banan, Pomidor, Papryka…
– Ale ja ich nie lubię… – mruknął Tymek. – One są dziwne.
– Nikt nie każe ci lubić wszystkich od razu – odpowiedziała spokojnie Stacja Mocy. – Ale bez nich nie mam czym zapalić zielonego światełka…
Głosik zamilkł na chwilę.
Tymek poczuł lekką pustkę w brzuszku.
Zrobiło mu się trochę smutno.
– A jak znajdę te Mocne Kęsy… to będę miał supermoc do biegania i budowania wież? – zapytał cicho.
– Oczywiście! – zawołała Stacja Mocy. – Ale musisz wyruszyć na Wyprawę po Mocne Kęsy. Tu, w twoim własnym domu!
W tej samej chwili Tymkowi opadły powieki i znowu zasnął.
Tajna Mapa w Kuchni.
Rano Tymek obudził się szybciej niż zwykle. Usiadł na łóżku, przyłożył rękę do brzucha i szepnął:
– Halo, Stacja Mocy? Czy to był tylko sen?
Przez chwilę było cicho. A potem:
– Bziuuu! Tu Stacja Mocy! Dzień dobry, budowniczy Tymku! – dało się słyszeć.
– Ooo, naprawdę istniejesz! – ucieszył się chłopiec.
– Dziś jest dobry dzień na wyprawę – powiedział głosik. – Poszukaj mapy w kuchni.
Tymek szybko pobiegł do kuchni. Mama właśnie nalewała sobie herbatę.
– Dzień dobry, mamo! – zawołał. – Czy u nas w domu jest jakaś mapa?
Mama uśmiechnęła się.
– Mapa? Hmmm… Może jest – odpowiedziała tajemniczo. – A czego szukasz, mały podróżniku?
Tymek spojrzał na nią poważnie.
– Szukam Mocnych Kęsów – powiedział. – Moja Brzuszkowa Stacja Mocy ma czerwone światełko. Muszę je znaleźć, żeby móc budować największe wieże z klocków.
Mama na chwilę zamarła, a potem też zrobiła poważną minę.
– Och, to bardzo ważna misja – przytaknęła. – Poczekaj chwilkę.
Otworzyła szufladę i wyjęła… dużą, kolorową kartkę. Na kartce była narysowana kuchnia, lodówka, stół i szafka. W różnych miejscach widniały małe obrazki: czerwone jabłko, pomarańczowa marchewka, zielony ogórek, żółty banan.
Na górze napis:
„Wyprawa po Mocne Kęsy – MAPA DOMU”
– Oooo! – Tymek otworzył szeroko usta. – To jest prawdziwa mapa skarbów!
– Tak – mama kiwnęła głową. – A skarbem są Mocne Kęsy, które dają siłę do biegania, skakania i budowania wież aż do sufitu.
– Ale ja nie lubię marchewki – wymamrotał Tymek, patrząc na pomarańczowy rysunek.
Wtedy w jego brzuszku rozległ się cichy szept:
– Spokojnie. Wyprawa nie znaczy, że musisz wszystko od razu zjeść. Na wyprawie… próbujemy.
Tymek skinął głową sam do siebie.
– Dobrze. Będę próbował. Ale tylko trochę – zaznaczył.
– Tylko trochę wystarczy – uśmiechnęła się mama.
Spotkanie z Marchewkowym Rycerzem.
Pierwsze miejsce na mapie było oznaczone pomarańczowym kółkiem.
– Tu jest… marchewka – przeczytała mama. – Schowana w dolnej szufladzie lodówki.
Tymek podszedł do lodówki jak odkrywca dżungli. Otworzył dolną szufladę. W środku leżały warzywa.
Nagle jedna marchewka jakby poruszyła się… albo to tylko Tymkowi się wydawało? W wyobraźni zobaczył marchewkę w hełmie, z malutką tarczą i mieczykiem z patyczka.
– Jestem Marchewkowy Rycerz! – usłyszał w głowie. – Chronię oczy rycerzy i daję im ostre widzenie, żeby nie potykali się o klocki!
Tymek mrugnął.
– Mamo… – szepnął. – A czy marchewka daje moc do patrzenia?
Mama uśmiechnęła się.
– Tak. Marchewka ma w sobie dużo dobrych rzeczy dla twoich oczu – odpowiedziała. – Dzięki nim możesz dobrze widzieć swoje klocki, nawet gdy jest trochę ciemno.
Tymek zamyślił się.
– Czasem się przewracam o klocki… – przyznał cicho.
Z brzucha dobiegło go:
– Jak spróbujesz choć jeden malutki, rycerski kęs, zapalę malutkie, pomarańczowe światełko.
Tymek wziął bardzo mały kawałek marchewki.
Pachniała… dziwnie. Smakowała… chrupiąco.
Nie była ani zła, ani super pyszna. Była po prostu… inna.
– No i jak? – spytała mama delikatnie.
Tymek wzruszył ramionami.
– Nie jest bleee… ale nie jest też mniam – orzekł uczciwie.
W brzuchu rozbłysło maleńkie, pomarańczowe światełko.
– Dzię-ku-je-my! – zaśpiewała radośnie Stacja Mocy. – Pierwszy Mocny Kęs aktywowany!
Tymek poczuł, jakby w środku zrobiło mu się odrobinę cieplej.
– Spróbowałem! – powiedział z dumą. – Jestem odważny jak rycerz.
Mama przybiła mu piątkę.
– Dokładnie tak. Odważny Rycerz Tymek.
Zielony Ogórek z Dżungli.
Na mapie kolejnym punktem był zielony ogórek.
– Teraz szukamy ogórka – powiedział Tymek. – Gdzie się ukrył ten stworek?
Mama wskazała górną półkę lodówki.
– Tam jest jego dżungla – wyjaśniła.
Tymek wspiął się na krzesełko i zajrzał do środka. Na półce leżały ogórki. W swojej wyobraźni zobaczył, jak jeden z nich ma małe listki jak włosy i mówi grubym głosem:
– Jestem Ogórek z Zielonej Dżungli! Daję chłodną moc, kiedy jest ci gorąco i bardzo, bardzo chce ci się pić!
Tymek aż się zaśmiał.
– Mamo, czy ogórek jest… chłodny w środku? – zapytał.
– Tak, jest bardzo soczysty i orzeźwiający – odpowiedziała mama. – Pomaga, kiedy ciało jest zmęczone.
Stacja Mocy szepnęła z wnętrza:
– Jeden malutki plasterek wystarczy. Możesz tylko polizać, jeśli chcesz.
Mama pokroiła ogórka na cieniutkie plasterki.
Tymek powąchał ogórek, zmarszczył nos, a potem ostrożnie… polizał.
Był chłodny. Trochę śmieszny.
– No i? – zapytała mama.
– Smakuje jak… zimna woda w plasterku – stwierdził Tymek.
W brzuszku raz jeszcze rozbłysło światełko, tym razem zielone.
– Dziękujemy za drugi Mocny Kęs! – zaśpiewała Stacja Mocy. – Twoja Zimna Moc została włączona!
Tymek poczuł się jak mały odkrywca.
– Ja naprawdę jem warzywa? – zdziwił się sam do siebie. – Tylko po troszeczku… ale jednak jem!
Jabłkowy Skoczek.
Na mapie był też narysowany czerwony owoc – jabłko – schowany w koszyku na stole.
– Teraz jabłkowy skarb! – zawołał Tymek, już trochę odważniejszym głosem.
Sięgnął do koszyka i wybrał czerwone jabłko.
W jego wyobraźni jabłko założyło sportowe buty, czapkę z daszkiem i powiedziało:
– Jestem Jabłkowy Skoczek! Daję moc do skakania wysoooko w górę i szybkiego biegania!
Tymek od razu się wyprostował.
– Ja chcę skakać wysoko! – stwierdził. – Żeby doskoczyć do najwyższej półki z klockami.
Mama ukroiła malutki kawałek jabłka i podała mu.
Tymek już trochę lubił smak jabłka, ale zawsze mówił, że nie chce. Teraz jednak spojrzał na nie jak na ważne paliwo.
Włożył do buzi.
– Mmm… – zrobił zaskoczoną minę. – To jest… naprawdę dobre.
Stacja Mocy aż zadzwoniła z radości:
– Ding-ding! Jabłkowa Moc aktywowana! Twoje nogi dostały dodatkowe sprężynki!
Tymek podskoczył na miejscu kilka razy.
– Mamo, patrz! – zawołał. – Skaczę jak Jabłkowy Skoczek!
– Widzę – uśmiechnęła się mama. – Twoja Stacja Mocy chyba się cieszy.
Tymek przyłożył dłoń do brzucha.
– Nie tylko moja… Ja też – wyszeptał.
Share: