Szmerkotek i Znikające Zabawki - Audiobajka

Szmerkotek i Znikające Zabawki

Szmerkotek i Znikające Zabawki.

W samym środku zaczarowanego miasta stał niezwykły budynek. Z zewnątrz wyglądał jak zwykła, duża biblioteka z czerwonej cegły. Ale kiedy tylko przekroczyło się jej próg, od razu było wiadomo, że to nie jest zwykłe miejsce.

Półki sięgały aż do sufitu, a książki same przelatywały z regału na regał, mrucząc cicho:

Przeczytaj mnie… nie, mnie! Tu jest lepsze zaklęcie!

Między regałami krążyły małe, świecące kuleczki – to były myśli dzieci, które kiedyś czytały te książki. Nad wszystkim czuwały latające pióra, zapisujące nową magię na czystych kartkach.

W tej bibliotece mieszkał pewien bardzo niezwykły stworek. Nazywał się Szmerkotek.

Miał miękkie, szare futerko, prążkowany ogonek, uszy jak mały lisek i wielkie, błyszczące oczy. Na plecach nosił mały plecaczek w kropki, w którym trzymał najdziwniejsze rzeczy: zaginione gumki do ścierania, pojedyncze klocki, urwane kółka od samochodzików, a nawet jedną skarpetkę w dinozaury, której ktoś kiedyś szukał przez cały poranek.

Szmerkotek miał bardzo ważne zadanie: pilnował wszystkich zabawek, które dzieci zostawiały w bibliotece czarów, gdy przychodziły tam uczyć się magii. Bo to była nie tylko biblioteka, ale też mała szkoła dla młodych czarodziejów i czarodziejek.

Każdego dnia na miękkich dywanach siadali mali uczniowie, wyciągali swoje różdżki, książki i… zabawki, bez których przecież trudno żyć. Misie, samochodziki, lalki, figurki smoków, klocki i puzzle – to wszystko leżało obok nich, kiedy ćwiczyli pierwsze zaklęcia.

Szmerkotek miał specjalne zaklęcie porządkowe. Kiedy wieczorem, po lekcjach, dzieci wychodziły, a ktoś zapomniał zabawki, stworek podnosił łapki do góry i szeptał:

„Szur-szmer, szur-szmer, niech zabawka znajdzie swój kącik w sam raz, zanim ktoś zawoła: ‘Gdzie ona jest, o rany, nie ma jej w nasz czas!’”

Wtedy zabawki grzecznie wskakiwały do specjalnych, miękkich pudełek, czekając na swoich właścicieli.

Szmerkotek był bardzo dumny ze swojej pracy. Lubił być potrzebny. Lubił też, kiedy ktoś mówił:

– Ale super, że nasze zabawki się nie gubią! Ktoś tutaj świetnie pilnuje porządku!

Ale był jeszcze ktoś w tej bibliotece.

Nazywał się Niko, był młodym czarodziejem, mniej więcej takim jak sześciolatek – miał sześć lat i trzy miesiące, jak często sam podkreślał.

Niko miał rozczochrane, ciemne włosy, piegi na nosie i niebieską pelerynę, którą bardzo lubił nosić, bo wyglądała „poważnie i czarodziejsko”. Jego różdżka była zrobiona z gałązki starej wierzby, a na końcu miała malutką, złotą gwiazdkę.

Niko bardzo chciał być najlepszym czarodziejem w całej bibliotece czarów.

Chciał najszybciej rzucać zaklęcia, pisać najładniejsze runy, budować najwyższe wieże z zaczarowanych klocków, a nawet być tym, który najpiękniej koloruje magiczne obrazki.

Problem był tylko jeden – kiedy coś mu nie wychodziło, Niko wpadał w złość.

Machał rękami, tupał nogami, czasem popychał przypadkiem innych, burzył ich wieże z klocków, a nawet krzyczał:

– To głupie zadanie! To niesprawiedliwe! Ja już nie chcę!

A kiedy widział, że komuś innemu idzie lepiej, czuł w środku takie nieprzyjemne kłucie. To była zazdrość. Niko jej nie lubił, ale nie wiedział, co z nią zrobić, więc robił różne rzeczy, z których potem nie był dumny.

Szmerkotek często go obserwował, siedząc wysoko na regale z książkami.

– Dlaczego on się tak złości, gdy przegrywa? – mruczał sam do siebie. – Przecież ja też czasem coś robię źle… i też mnie to denerwuje…

Bo prawda była taka, że Szmerkotek też miał problem.

Choć Szmerkotek był opiekunem zabawek, w środku był bardzo do nich przywiązany. Kiedy patrzył, jak dzieci bawią się kolorowymi samochodami, miękkimi misiami i świecącymi piłkami, czasem sam chciał… też je mieć.

Najbardziej lubił patrzeć na złotą piłkę, która potrafiła podskoczyć aż pod sam sufit i wyczarować przy każdym odbiciu małą gwiazdkę. Należała do Leny, małej czarodziejki w fioletowej sukience.

Pewnego dnia Lena przyszła do biblioteki, położyła swoją ukochaną piłkę obok książki i zaczęła ćwiczyć zaklęcie „Lśniące pismo”. Bardzo jej to wychodziło. Piękne, błyszczące literki tańczyły na kartce.

Szmerkotek siedział pod fotelem i przyglądał się.

Też bym tak chciał… – westchnął. – Żeby coś mi wychodziło tak szybko i idealnie.

Spojrzał na złotą piłkę. Błyszczała tak pięknie, jakby mówiła: „Weź mnie, pobaw się mną, będę tylko twoja”. I wtedy w brzuszku Szmerkotka coś się zacisnęło. Poczuł to samo kłucie, co czasem Niko – tylko że Szmerkotek nie wiedział, że to zazdrość.

Tego dnia wieczorem, kiedy wszystkie dzieci wyszły, a Lena zapomniała zabrać swojej piłki, stworek wyszedł ze swojej kryjówki. Podszedł powoli do piłki. Wyciągnął łapki.

Powinien był powiedzieć swoje porządkowe zaklęcie i odłożyć piłkę do pudełka „Lena – Klasa Pierwszych Zaklęć”. Ale zamiast tego, szeptem powiedział:

„Szur-szmer… nie do pudełka dziś, nie do Leny sali, niech ta piłka w mojej norce będzie dziś wspaniała.”

Piłka cicho zamrugała i nagle zniknęła. Pojawiła się w maleńkiej, sekretnej norce Szmerkotka, za regałem z książkami o smokach.

Następnego dnia Lena zaczęła szukać piłki. Zaglądała pod stoły, do szafek, do pudełek.

– Gdzie ona jest? – zapytała smutno. – Zawsze tu była…

Szmerkotek wyglądał zza regału i poczuł najpierw dziwne, małe zadowolenie: „Tylko ja wiem, gdzie jest ta piłka. Tylko ja mogę ją mieć”. Ale zaraz potem zobaczył oczy Leny, które zaszkliły się łzami. Serce mu zadrżało.

To tylko raz, oddam ją później… – obiecał sobie.

Ale nie oddał. Bo każdego dnia złościł się o coś nowego.

Jednego dnia próbował nauczyć się nowego zaklęcia: „Trzepot piór” – żeby latające pióra pisały szybciej. Próbował raz, drugi, trzeci… Raz pióro spadło mu na głowę, raz się zakręciło w miejscu, raz polało atramentem cały stół.

Szmerkotek czerwienił się ze złości pod futrem.

– Bez sensu! – fuknął. – Inne stworki na pewno robiłyby to lepiej!

W brzuszku znowu poczuł kłucie. Przeszedł między stolikami i zobaczył chłopca, który układał przepiękne zaklęciowe puzzle. To był Igor. Miał puzzle z mapą magicznego świata i był w tym naprawdę świetny.

Szmerkotek zobaczył, jak puzzle tworzą całość, i poczuł… zazdrość.

Wieczorem, kiedy Igor zapomniał o jednym pudełku puzzli, Szmerkotek znowu wyszeptał swoje zmienione zaklęcie.

I… kolejna rzecz zniknęła.

Tak samo stało się z zaczarowanym samochodzikiem Kuby, który jeździł po ścianach, z lalką Zosi, która umiała opowiadać bajki, i z pluszowym smokiem Oli, który potrafił ziać kolorowymi bańkami.

Za każdym razem było podobnie:

  1. Coś Szmerkotkowi nie wychodziło – jakieś zaklęcie, zadanie, próba.
  2. Czuł w środku złość i kłujące uczucie, że inni są w czymś lepsi.
  3. Zamiast poprosić o pomoc albo po prostu powiedzieć: „Dziś mi nie wyszło”, chował czyjąś zabawkę, żeby też było im smutno.

W jego sekretnej norce za regałem robiło się coraz ciaśniej. Złota piłka Leny, puzzle Igora, samochodzik Kuby, lalka Zosi, pluszowy smok Oli… Każda zabawka leżała tam cicho, jakby nie wiedziała, co się dzieje.

Szmerkotek czasem wyciągał jedną, bawił się chwilę i myślał:

– Jak dobrze, że to teraz moje…

Ale kiedy przypominał sobie, jak płakała Lena, jak Igor bezradnie rozglądał się po sali, jak Kuba podenerwowany pytał:

– Kto schował mój samochodzik?! To nie jest śmieszne! –

w futrze robiło mu się jakoś zimno i nieprzyjemnie.

Był w tym wszystkim coraz bardziej sam.

Tymczasem młody czarodziej Niko ćwiczył w bibliotece swoje zaklęcia.

Pewnego dnia nauczycielka magii, pani Aurelia o włosach jak srebrne nici, powiedziała:

– Dzisiaj zrobimy zawody! Zobaczymy, kto zbuduje najwyższą magiczną wieżę z klocków, która wytrzyma trzy dmuchnięcia zaklęcia „Wietrzny Puf”.

Oczy Nika zabłysły.

– Ja wygram! – powiedział od razu. – Na pewno! Muszę być najlepszy!

Wszyscy usiedli na dywanach. Klocki same wysypały się z zaczarowanych pudeł. Dzieci zaczęły budować. Niko układał szybko, bardzo szybko, bardzo, bardzo szybko. Ręce mu aż drżały, tak się spieszył, żeby być pierwszy.

Obok niego Lena budowała powoli, dokładnie, starannie. Igor patrzył na kształty klocków, dobierając te, które najlepiej pasowały. Ola z Kubą postanowili połączyć siły i zbudować jedną wielką wieżę razem.

Kiedy pani Aurelia podniosła różdżkę, powiedziała:

– Uwaga, sprawdzamy! „Wietrzny Puf!”

Z końca różdżki wyskoczyło miękkie, zaczarowane powietrze. Dmuchnęło najpierw w wieżę Nika. Wieża… zachwiała się, pochyliła i…

TRACH! – rozpadła się na tysiąc klocków.

Niko zamarł. Serce zabiło mu szybciej. Myśli zaczęły pędzić: „Jak to? Przecież starałem się! Przecież musiałem wygrać! Przecież ja miałem być najlepszy!”.

Pani Aurelia przesunęła powiew na wieżę Leny. Ta trochę się zachwiała, ale stała. Wieża Igora też wytrzymała, choć kilka klocków spadło. Wspólna wieża Oli i Kuby tylko się lekko ugieła.

– Świetna robota! – pochwaliła nauczycielka. – Niko, widzę, że budowałeś bardzo szybko. Może następnym razem spróbujesz trochę wolniej i uważniej?

Ale Niko już nie słuchał. Czuł, jak złość rośnie mu od stóp aż do samej głowy. Wszystko w środku krzyczało: „Nie udało się! Nie wygrałeś! Jesteś do niczego!”.

Nagle z całej siły kopnął swoją stertę klocków. Klocki poleciały w różne strony, uderzając w wieże innych dzieci. Wieża Leny rozpadła się. Wieża Igora też. Tylko ta wspólna, Oli i Kuby, ocalała, choć zachwiała się mocno.

– Hej! – krzyknęła Lena. – Zepsułeś!

– Co ty robisz?! – zdenerwował się Igor.

– Przestań! – zawołała Ola.

– Ja… ja… – Niko sam nie wiedział, co powiedzieć. – To głupie zawody! Jak przegrałem, to wam też nie może się udać!

W bibliotece zrobiło się cicho. Nawet książki na moment przestały szeptać.

Pani Aurelia podeszła spokojnie.

– Niko – powiedziała miękko, ale poważnie – każdy czasem przegrywa. Nawet ja. Nawet dyrektor biblioteki. Ale niszczenie pracy innych, kiedy jesteś zły, to nie jest dobry sposób na radzenie sobie z przegraną.

– Ale ja… ja nie chcę przegrywać! – wybuchnął Niko. – Wtedy czuję się… jakby coś było ze mną nie tak!

Pani Aurelia przykucnęła.

– Z tobą wszystko jest w porządku. Twój sposób radzenia sobie z przegraną jest kłopotliwy, ale ty sam jesteś w porządku. I możesz nauczyć się innych sposobów.

Niko tylko fuknął i odwrócił się tyłem. Wcale nie miał ochoty się uczyć „innych sposobów”. Chciał po prostu zawsze wygrywać.

Z wysokości regału wszystko widział Szmerkotek.

– On jest trochę jak ja… – zamruczał. – Jak mu nie wychodzi, to też chce, żeby innym było źle…

Przyłożył łapki do futrzastej twarzy. Wcale nie pojawiło się wtedy żadne przyjemne ciepło. Tylko trochę smutku.

Kilka dni później pani Aurelia ogłosiła:

– Dzisiaj będzie zadanie z zaklęcia „Pożyczone Skrzydła”. W parach będziecie tworzyć małe, latające książki z waszymi imionami. Książka, która najładniej poleci po sali i nie uderzy w nic, dostanie złotą gwiazdkę.

Niko od razu się ucieszył. „To moja szansa, teraz na pewno wygram!” – pomyślał.

Ale pani Aurelia powiedziała:

– Niko, ty dziś będziesz pracować w parze z… Leną.

Chłopiec zmarszczył brwi.

– Z Leną? – spojrzał na nią ukradkiem. – Przecież ona jest super dokładna. Na pewno przez nią będzie wolniej… A ja chcę szybko!

Lena uśmiechnęła się niepewnie.

– Możemy to zrobić razem – powiedziała cicho. – Ja będę pilnować, żeby książka była równa, a ty możesz wymyślić tor lotu.

Niko tylko wzruszył ramionami.

Zaczęli tworzyć swoją książkę. Lena układała strony równo, rysowała drobnymi literkami ich imiona i małą gwiazdkę.

– Nie tak, za wolno! – marudził Niko. – Po prostu rzuć ją w powietrze, nie musisz tak dokładnie!

– Ale jak będzie krzywo, to się przewróci – odpowiedziała spokojnie Lena.

Niko w końcu wyrwał jej książkę z rąk.

– Daj! Ja to zrobię szybciej!

Chwycił różdżkę

Pobierz :

Audio Pdf

Share:

Zobacz inne audiobajki terapeutyczne

Poszukiwania magicznej perły

Poszukiwania magicznej perły - Audiobajka

Utrata Perły Pewnego słonecznego ranka, w królestwie ukrytym głęboko pod falami oceanu, młoda syrenka o imieniu Zosia obudziła się z niepokojem. Dziś miała wygłosić ważne przemówienie przed wszystkimi mieszkańcami podwodnego świata...

Więcej
Przygoda w krainie cieni

Przygoda w krainie cieni - Audiobajka

Smutny Poranek i Problem Kajtka Pewnego słonecznego poranka, w sercu ogromnego, zielonego lasu, młody smok o imieniu Kajtek obudził się wyraźnie smutny. Był małym, brązowym smokiem z błyszczącymi, zielonymi łuskami, które mieniły się w słońcu...

Więcej

Terapeutyczne Bajki dla Twojego Dziecka

Pomóż dziecku lepiej zrozumieć własne emocje dzięki audiobajkom terapeutycznym, stworzonym z udziałem psychologa dziecięcego. Open Tales to miejsce, w którym profesjonalna wiedza psychologiczna łączy się z mocą terapeutycznych opowieści, pomagając dzieciom pokonywać lęki, radzić sobie z emocjami i budować poczucie bezpieczeństwa.